piątek, 31 grudnia 2010

Skończyłam

Swoją przygodę ze skrapowaniem zaczęłam pod koniec 2007 roku. Właściwie od samego początku chciałam zrobić dla siebie rodzinny album, gdzie znajda się zdjęcia ze starego albumu dziadka. Wszystkie zdjęcia zostały sfotografowane, ( wiem, wiem, ale o skanerze mogłam sobie wtedy tylko pomarzyć), skatalogowane, a potem wybrałam te, które są ważne dla mojej rodziny, a przy przede wszystkim dla mnie. Tu, tu, tu znajdują się niektóre karty, które dostały jednak nieco inne, poprawione oblicze, ale o tym kiedy indziej. Postanowiłam sobie noworocznie na początku 2010 roku że w końcu skończę ten album. Udało się w ostatnim momencie, ale i tak się cieszę... okładka wyszła mi taka, jaka chciałam żeby była: prosta, lekko postarzona, a przede wszystkim trwała. Na razie to tylko małe zajawki zdjęciowe, bo pora na robienie porządnych zdjęć nie najlepsza...



Aaa jak widać pokochałam UTEE, choć jeszcze uczę się jak go używać... piękne te pęknięcia, prawda??? :)))


A nowe postanowienia Noworoczne??? nie ma ich i już nie będzie... dobrze wiem że ja sobie a życie sobie, więc niech dzieje się co chce, a najlepiej niech nic się nie dzieje i będzie oki :)

A wszystkim życzę dużo radości i spokoju w tym nadchodzącym roku... oby do wiosny ;)

teraz zakładam ciepłe piżamy, biorę pyszna ciepłą herbatę Kashmir Valley w rękę i czekam na to co będzie :)


środa, 29 grudnia 2010

No i nie zakwitł!!!

Hm właściwie nie wiem dlaczego, poprzedniemu zajęło to 3 tygodnie, a ten śpi dalej ... ech



leniwiec no!

niedziela, 26 grudnia 2010

Panforte

Dawno, dawno temu zobaczyłam jak robi je Nigella. Składniki były trochę inne, bardziej śniadaniowe niż świąteczne ale zainspirowało mnie to do przemyśleń na ten temat. Potem zobaczyłam przepis u Stergi w styczniu tego roku... Długo czekał na realizację, i w sumie prawie popsuty piekarnik pomógł mi w decyzji zrobienia go. Przepis lekko zmodyfikowałam ale zasada pozostała taka sama, bakalie oblepione karmelem z lekka nutką piernikową...



Mój przepis jest taki:
  • 200g orzechów laskowych
  • 100g migdałów
  • 100g prażonej dyni
  • garść całej żurawiny suszonej
  • garść pokrojonych fig suszonych
  • garść miękkich, pokrojonych daktyli
  • po jednym opakowaniu kandyzowanej skórki pomarańczowej i cytrynowej
  • duża łyżka przyprawy do piernika
  • 2 łyżki mąki
  • 3 łyżki miodu
  • 100g cukru
  • 50g ciemnego cukru trzcinowego muscavado
orzechy, migdały i dynie porządnie wyprażyć, wsypać do miski razem z innymi bakaliami i mąką. Do garnka z grubym dnem dać miód, cukier i przyprawę do piernika, zagotować i rozpuścić wszystkie składniki, wlać do miski z bakaliami i porządnie wymieszać. Całość wysypać na okrągłą blachę wyścieloną papierem mocno posmarowanym masłem, mocno unieść, żeby było jak najmniej wolnej przestrzeni pomiędzy bakaliami. Piec około 60 min w piekarniku nagrzanym do temperatury 170st. Potem dowolnie kroić. Podobno można przechowywać te słodkości do 3 miesięcy, ale raczej nie sprawdzę, za szybko znika z pojemnika ;)

piątek, 24 grudnia 2010

...

niedziela, 19 grudnia 2010

nadal światecznie

Kolejne i chyba już ostatnie świąteczne kartki, powoli kończę z tym interesem na rzecz gotowania i sprzątania... ale jakiś mi to idzie mimo że nadal w tym sensu żadnego... Przyjaciele odjechali i jakoś smutniej w domu... ech zaraz będzie po świętach ;)


Podoba mi się ta gwiazda i nawet ten niedokładnie strzepnięty puder embossingowy...

Kolejna z pięknym obrazkiem z Galerii Papieru... szkoda że jakoś nie potrafię logicznie wykorzystać tych piękności :)



wtorek, 14 grudnia 2010

skarpetki

Hm.... ta kartka podoba mi się chyba najbardziej, robiłam ją w przypływie adrenaliny i to co wyszło, obrazuje moje odczucia wtedy :) Jest spokojna, ciepła, błękitna, bezpieczna...



poniedziałek, 13 grudnia 2010

Dwuznacznie

sobota, 11 grudnia 2010

domowo

Urzadzanie mojego mieszkania przebiega niezwykle przypadkowo, właściwie czasem łącze rzeczy które pewnie by do siebie nigdy nie pasowały i dobrze mi z tym. Moim ulubionym pomieszczeniem jest kuchnia, która zagracona ( w opinii mamy i siostry) jest taka jak ma być. No dobra trochę bym zmieniła, ale nie w kierunku jaki by je zadowolił... Lubie różne metalowe pojemniki, i łatwo dostępne przyprawy na półeczkach. 

Dzisiaj chciałabym pokazać chlebak który zdobyłam w świetnym sklepie jakiś czas temu. Chorowałam na podobny od jakiegoś czasu... teraz mam mój boski ;)


świetnie się go używa. teraz pojawiły się świetne pojemniki na cukier kawę i herbatę...
Kota tez ma nową rozrywkę, rozmawia ze sama sobą w wielkim przedpokojowym lustrze. Potrafi nawet kilkanaście minut prowadzić konwersację... szkoda tylko że nie można złapać cudzego ogonka...





środa, 8 grudnia 2010

Smażona skórka pomarańczowa

Od nie wiem kiedy szukałam idealnego pomysłu na nią, ale zawsze było coś nie tak, albo za sucha, albo za twarda, albo cukier za szybko się krystalizował. Tym razem podeszłam do tematu naukowo i przekopałam internet w celu znalezienia przepisu idealnego. No i kicha, żaden z przepisów jakie znalazłam nie przypadł mi do gustu... natomiast kilka sobie połączyłam i chyba znalazłam to, czego szukałam, smak idealny smażonej skorki pomarańczowej.

 Do zrobienia jej potrzeba:

skórka z kilograma pomarańczy
1 szklanka cukru
1 szklanka wody
sok z 2 pomarańczy

Skórkę moczymy przez dobę, wychodzą wtedy z niej te wszystkie rzeczy, jakimi spryskuje się owoce przed transportem. Zresztą najlepsze pomarańcze są właśnie teraz, kiedy sezon jest na nie, najmniej w nich chemii. Po wymoczeniu, odciśnięciu wody i osuszeniu wszystko kroimy tak jak chcemy, ja lubię długie, cieniutkie paseczki które jeżeli potrzeba można potem pokroić na mniejsze kawałki. W tym czasie nastawiamy w garnku o grubym dnie wodę, sok i cukier. Gdzieś przeczytałam że nie należy takiego syropu mieszać, a jedynie delikatnie okręcać garnkiem. Kiedy cukier się rozpuści a syrop zacznie się "burzyć" wrzucamy skórki. Gotowałam je ponad półtorej godziny pod przykryciem, potem zdjęłam przykrywkę i smażyłam jeszcze około godziny. Prawie nic nie zostało z syropu, wszystko wsysło się w skórki i oblepiło je. Skórki zrobiły się pięknie szkliste. Zostawiłam je tak otwarte do rana, żeby przestygły... to są naprawdę moje idealne skórki pomarańczowe... a zapach w domu nie do powtórzenia!!!


wtorek, 30 listopada 2010

ostatnia czerwona

Kończy mi się listopad dzisiaj, a właściwie jakiś etap w życiu. Zmiany, choć kosmetyczne, mam nadzieję że wyjdą mi na dobre. Dzisiaj był emocjonujący dzień, rano w pracy, potem już w tym, co lubię, i co może nadać nowy sens w życiu.
A na koniec kartka, która prawie tydzień czekała na dokończenie. To ostatnia w tej serii zdecydowanie, nie mam ochoty na czerwień i już. Kolejne, jeżeli będą, będą niebieskie, i kropka :)


 A kwiat jak zwykle błyszczący, tym razem od preparatu Crackle Accents... fajnie się "połamał" w trakcie układania...

już myślę o pierniczkach ...
Miłego czwartku!!! a ja idę spać już :)

poniedziałek, 29 listopada 2010

w czerwieni jej nie do twarzy

No i mamy zimę, taką prawdziwą z zaspami, spóźniającymi się autobusami, wiatrem w oczy, kiedy trzeba iść kawał drogi, w szczerym polu, do pracy (jesu gdzie ja pracuję!!!) Kocham taka zimę i to że wieczorami delikatne żółte światło snuje się po zasypanych dróżkach ech...
A dzisiaj kartka w czerwieni, co mi nie przechodzi przez gardło w święta... Taka sobie, ale za to wysmarowałam wszystko wokół glossy accents ... A co!
Dodatkowo wyciągnęłam z przepastnej szafy złota farbę w sprayu, i od razu cieplej...



A to podrasowany kwiat sztywniak... świeci się tak, że trudno zdjęcie zrobić...

niedziela, 28 listopada 2010

gwiazdkowy brokat

W końcu listopadowy półmrok przełamał się słońcem. I w końcu nie jestem w pracy, kiedy świeci ,i mogę spokojnie zrobić zdjęcia które nie będą szare :) Choć tak naprawdę photoshop może wszystko, to jednak nic nie poprawi blasku ozdób na kartce, którą chcę pokazać :) Skorzystałam tym razem z porad Anai, a właściwie z sugestii, że wszelkie warstwy nieważne jak zrobione dają świetny efekt.

Zakochałam się w paście śniegowej, która można wykorzystać jako strukturalna i nadać tłu fajny efekt, posypać brokatem, zabarwic ecoliną, w sumie nie spodziewałam się że tyle ciekawych rzeczy z niej zrobię. Ćwieki jak widać tez można świetnie embossingować, nic się nie kruszy, mogę mieć gwiazdki takim kolorze w jakim tylko zechcę :) Tło kartki spryskane rozcieńczoną ecoliną w powiększeniu daje ciekawy efekt...


a ja zachorowałam na takie foremki ciasteczkowe i już czekam na nie :)
 i jak tu nie lubić ebay :)

niedziela, 21 listopada 2010

cyklameny

Koszmarny dzień, właściwie cały przechodzony w dresach... za oknem mgła, mżawka i takie coś czego bardzo nie chce póki co...

Nie bardzo miałam kiedy skrapować ale znalazłam chwilę... i powstało kilka kartek,
na razie malutki kawałek znów turkusowej,  świątecznej... ciemność i brak czasu nie pozwala na nic lepszego...


A zamiast zieleni na dworze mam dla siebie piękne cyklameny... znów białe :) w tle kota łapiąca wczoraj promyki słońca...



oby do wiosny...hm gdzieś to już dzisiaj widziałam :)

poniedziałek, 15 listopada 2010

wschody słońca

Wschody słońca mają w sobie coś takiego, po czym żyć się chce :)
To dzisiejszy...

niedziela, 14 listopada 2010

znowu

No i znów sezon świąteczny się zaczął.. masakra... dla osób które niekoniecznie lubią ten czas to prawdziwe wyzwanie... Ja świąt nie lubię i tyle, nie ma co się rozwodzić dlaczego. Na szczęście w tym roku pozbyłam się wielkiej, sztucznej choinki, tony ozdób, które na niej wieszałam, właściwie i tak nie miał kto jej ubierać... a potem co gorsza rozbierać... w tym roku będzie jedynie stroik, choć w sumie sama nie wiem... może malutkie prawdziwe drzewko z naturalnymi ozdobami...
Powoli zaczynam robić kartki świąteczne, są właściwie bardzo nieświąteczne ale składanie życzeń, listem ,takim prawdziwym ze znaczkiem to jednak mimo wszystko przyjemność. Pierwszą kartkę jaką zrobiłam jest w ulubionym jak dla mnie turkusowym kolorze... nieświąteczny co? i tak ma być :)


Bardzo lubię ten kolor pudru do embossingu... taki lekko brokatowy, hm kto by pomyślał. Ostatnim odkryciem jest sztuczny śnieg w paście, który bardzo łatwo się rozprowadza. Wygląda naturalnie i nie zmienia swojej postaci kiedy już wyschnie...




Żeby przeżyć ze spokojem ten czas chciałam wypróbować jak zakwitnie mi hiacynt w specjalnym flakonie... na razie to jeszcze nieukorzeniona cebula... ale pierwsze  obserwacje już poczynione :) Kolor jak zwykle biały... to obok niebieskiego mój ulubiony kolor kwiatów :)


czwartek, 11 listopada 2010

...

sobota, 6 listopada 2010

listopadowe morze

pierwszy raz widziałam je w listopadzie... na pewno jeszcze o tej porze tam wrócę...


piątek, 29 października 2010

różowa broszka

Dawno nie chodziłam w takich różach, w szafie żyją głównie szarości, brązy, i turkus, no czasem fiolet... a tu taka niespodzianka :) podoba mi się, kolor, fason, i dodatki. Szczególnie guzik kupiony na jakimś pchlim targu za uśmiech :) A ja powoli wychodzę z jesiennego szału sadzenia, siania, zbierania i ważenia... oby do wiosny :)



niedziela, 3 października 2010

Ekologicznie

Dzięki wam, czytelnikom, dowiedziałam się że jarmark ekologiczny we Wrocławiu jeszcze trwa. Oczywiście musiałam się tam wybrać po raz drugi po pierwsze ze względu na piękne guziki z których zaplanowałam sobie zrobić trochę rzeczy, a po drugie jeszcze raz natchnąć się tym miejscem. Na szczęście pogoda dopisała i zdjęcia tym razem wyszły. No tak, wyszły, bo zabrałam aparat. Tak więc kilka migawek, ciekawych lub mniej. Szkoda że tym razem nie było prac Oli, i szkoda że nie wiedziałam, że była tam w tamtym tygodniu. Strasznie chciałabym zobaczyć jej prace z bliska. Cała impreza odbywała się na moim ulubionym placu Solnym... I jak zwykle nie mogłam się oderwać od straganów kwiaciarek :)










A to guziki w stanie surowym, jeszcze nie przerobione, mam kilka, no dobra, kilkanaście do "obrobienia". Są śliczne i wdzięczne do noszenia.

A tu kolczyki zrobione kilka dni temu, bardzo je lubię ;)




Czy ktoś może wie coś o wypalarni we Wrocławiu? Strasznie chciałabym pobawić się gliną i szkliwem. :)