środa, 27 lutego 2013

wrocławskie

To, że lubię swoje miasto pisałam już nie raz. Lubie chodzić starymi, wydeptanymi wciągu tych trzydziestukilku lat szlakami. Odkąd pamiętam zawsze ciągnęło mnie pod uniwersytet i halę targową... tak było i dzisiaj. Kilka zdjęć, pogoda nie pozwoliła na lepsze niestety. kocham wrocek i tyle :) ciesze się już na wiosenne spacery :)

Wnętrze Hali targowej, hmmm boski widok na stragany pełne owoców, warzyw i czego tam jeszcze dusza potrzebuje... a raczej głodny żołądek


Ossolinek wciąż czytający...


Widok na wyspę słodową
A na koniec naszyjnik wyciągnięty z przepastnej szafy... muszę zrobić coś z tym zapięciem bo znów sie rozwala... a naszyjnik już niedługo przyda się...




wtorek, 26 lutego 2013

wiosna

Pierwsze koty za płoty... wiem że wrzosiec to tylko mała wiosenna zajawka, ale  za chwilę będzie leszczyna i dereń i będzie można oficjalnie wiosnę ogłosić. Mimo wszystko tęsknię za nią, i za długim dniem i za zapachem kwiatów odczuwalnym  nawet w smogowym Wrocławiu... Jeszcze tylko chwilka, taka malutka i wszystko wybuchnie... Tylko przeżyć jeszcze te ostatnie podrygi zimy...



poniedziałek, 25 lutego 2013

kolejne babeczki

tym razem wiśniowe które właściwie były impulsem. A tak najwłaściwiej, to produkt uboczny produkcji masowej białych wydmuszek. Bo znając życie,  nie dotrwałyby do piątku, i wylądowały w koszu jako odpad po jajecznicy misiowej. W każdym razie przepis fajny i wart zapamiętania przynajmniej jako baza pod mufinki z owocami wszelakimi.



Przepis jest prosty:

2 jajka 
1 szklanka mleka
80g rozpuszczonego masła

2 szklanki maki
łyżeczka proszku do pieczenia 
1/2 szklanki cukru
cukier waniliowy

łaczymy najpierw suche składniki z suchymi i podobnie mokre, a potem wszystko razem. Na końcu dodajemy wiśnie, po 4-5 na mufinkę. To najprostsze ciastka na świecie :) pieczemy około 20 min w temperaturze 200 stopni.

 Mufinki cudownie nadają się do pracy...


A to, co zostało z mojej wiosny... niedługo pojada do mamowego ogródka...
hm blog mi się kulinarny robi jakoś....

wtorek, 19 lutego 2013

takie tam

A tak mi się przypomniało... kocham te filmy :)


niedziela, 17 lutego 2013

rolada malinowa po raz drugi


Life is life
When we all feel the power
Life is life
Come on stand up and dance
Life is life
When the feeling of the people
Life is life
Is the feeling of the band


Dużo czasu minęło zanim wróciłam do tematu rolad na słodko... tak jakoś... szukałam porządnego przepisu na ciasto, podstawę rolady, i nadal szukam... to jest już bliskie mojemu ideałowi...



Przepis na ciasto:

5 jajek
1 szklanka cukru
1szklanka mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2 łyżki dobrego kako
1/4 szklanki oleju
cukier waniliowy

Najpierw ubijamy białka, potem dodajemy cukier i żółtka. Wciąż miksujemy na jasna puszystą masę. Następnie, ręcznie już, dodajemy resztę składników i mieszamy łyżką niezbyt długo. Ot tak by wszystko ładnie się połączyło. Masę rozsmarowujemy na papierze do pieczenia i wkładamy do piekarnika. pieczemy 15-20 min w temperaturze 200 st. Ciasto nie może się przesuszyć, bo trudno będzie nam je potem zwinąć rolade. Po wyjęciu z piekarnika odrywamy papier i ciasto natychmiast zwijamy na bawełniane ściereczce w rulon.

Przepis na masę jest prosty, opisywałam go już kilka razy... dodatki to wersji podstawowej mogą być różne... ja dodawałam mak, maliny lub też skórkę otarta z cytryny i drobno posiekany świeży ananas. Nie zawiodłam się nigdy...

Masa wersja podstawowa:

250g serka mascarpone, ja lubię ten z Piątnicy
500 ml śmietany 36%
3 łyżki cukru pudru

Śmietanę ubić na sztywno, osobno zmiksować przez chwile serek i powoli dodawać ubita śmietanę wraz z cukrem. Nie miksować zbyt długo, trzeba uważać żeby masa się nie zważyła. Takie dodatki jak mak wanilia czy skórka cytrynowa dodaje przy miksowaniu, ale bardziej pod koniec procesu, owoce na koniec i mieszam delikatnie łyżką.


Myślę że to ciasto za bardzo mi urosło, i było zbyt grube jak na potrzeby rolady,  ale przynajmniej jest mięciutkie i dobrze się kroi.

Tu wersja z makiem. Dodałam też ciut esencji migdałowej, która jeszcze bardziej poprawiła smak ciasta. Niestety ciasto było zdecydowanie za grube...

A dzisiaj sie dowiedziałam żem dinozaur, bo lubię przeboje z lat '80... i że podoba mi się to, bo to moja młodość... byc może, choć nadal wierzę w to, że młodsze pokolenie doceni kiedyś muzykę tamtych lat...



And you call when it's over
You call it should last
Every minute of the future
Is a memory of the past
'Cause we all gave the power
We all gave the best

sobota, 16 lutego 2013

sobota

Dzisiaj znów spokojny, pracowity dzień... obiad potem smarowanie jajek po raz tysięczny bezbarwnym lakierem... efekty pewnie pokaże niedługo, jeszcze nie teraz...



No tak na tzw "tfurczość" musi mi wystarczyć 50 cm kwadratowych, ale "jakoś" daje sobie rade :)

A świat znów nabiera kolorów... zmienna ta zima 

 miłej niedzieli ;)

czwartek, 14 lutego 2013

Nazywam się miliard



"Miliard bitych kobiet to zbrodnia, miliard tańczących kobiet to rewolucja"




"Szacuje się, że w Polsce przemocy fizycznej i seksualnej doświadcza od 700 tysięcy do miliona kobiet. To niemal tyle, ile wynosi ludności całego województwa opolskiego. W tym ok. 200-250 tysięcy to kobiety, które doświadczyły gwałtów, czyli łączna liczba mniejszości niemieckiej, białoruskiej, ukraińskiej i romskiej w Polsce razem wziętych!
Większość kobiet, które doświadczyły gwałtów, nie zgłasza tego faktu na komisariatach ani w żadnych innych instytucjach, bo boją się ponownej traumy wzmocnionej przez nieufnych urzędników i funkcjonariuszy państwa, którzy podważają wiarygodność ofiary.
Mamy dość milczenia kobiet, które nie mówią nikomu, że były gwałcone, nie szukają pomocy, ponieważ wmawia im się, że to ich wina lub że zrobiły coś, czym gwałt sprowokowały.

Dlatego 14 lutego 2013 roku miliard kobiet powstanie, aby raz na zawsze skończyć z przemocą wobec kobiet!"
A więcej o tym:  feminoteka

środa, 13 lutego 2013

ciasto karmelowo pomarańczowe i inne wypadki :)

Uff i mamy już prawie połowę lutego. W pracy panika.  Aż trudno uwierzyć, że to wszystko jeszcze kupy się trzyma. Dziwne podejście, które kiedyś było również moim udziałem, zastanawia nad sensem tego wszystkiego. Na szczęście mam w sobie spokój, w domu spokój, inny świat, którego tak bardzo kiedyś mi brakowało. Oderwania od spraw w sumie mało ważnych... i dystansu jeszcze. Przez te dni tyle miłych spraw sie skumulowało, że teraz trudno wybrać te ważniejsze... ale po kolei. 

Wymyśliłam sobie fajny przepis na ciasto. Mokre, budyniowe, nie za słodkie, z leciutka gorzka nutką karmelizowanej pomarańczy... 


CIASTO KARMELOWO POMARAŃCZOWE

Pieczemy biszkopt, najlepiej w formie 30x30 cm

Masa budyniowa,  karmelowa 

1 litr mleka
4 żółtka
4 łyzki maki ziemniaczanej
1 kopiasta łyżka mąki pszennej
4 łyżki cukru muscovado ciemnego 
1 kostka masła

Gotujemy normalny budyń. 3/4 litra mleka gotuję a w tym czasie miksuję resztę mleka, żółtka,  cukier, mąkę pszenną i ziemniaczaną. Muscovado daje cudowny zapach oraz karmelową barwę, dlatego nie potrzebujemy już wanilii. Całość wlewamy do gotującego się mleka, trzymamy na gazie tyle czasu, aby wszystko się zagotowało i chłodzimy.
Masło i budyń powinno mieć mniej więcej jednakowa temperaturę, miksujemy jedno z drugim i przekładamy lekko zwilżony  biszkopt. Na wierzch ciasta układamy pomarańcze.

karmelizowane pomarańcze które położyłam na górze zrobiłam tak:
2 pomarańcze pokrojone 3 mm w plastry razem ze skórką,
1/3 szkl. cukru
sok z 2 pomarańczy

sok i cukier podgrzałam na gorącej patelni nie mieszając płynu łyżka, a poruszając patelnią,  kiedy powstał już karmel ułożyłam plasterki pomarańczy i dusiłam w nim tak długo, aż stały się szkliste.



 Ciasto jak dla mnie jest boskie, i pewnie nie raz zagości w moim domu :)
A tym czasem drogowców i nas zaskoczyła zima :) taka śnieżna, prawdziwa, cudownie puchata :)


 Cudownie było spacerować po zaśnieżonych uliczkach, kiedy tak padał i padał.
Skutki były ciut opłakane dla butów, ale na szczęście problem został rozwiązany i nowe buty w trybie ekspresowym kupione :) Fajnie mieć rycerza obok siebie ...

 Swoja droga pamiętacie tą reklamę mentosów gdzie dziewczyna odrywa obcas z drugiego buta i leci dalej ??? teraz miałam okazje sprawdzić, że to niemożliwe. I jak tu uwierzyć reklamom :)

A santpaulia którą mam od kilku lat zrobiła mi niespodziankę i zakwitła ... i jak tu nie kochać zimy co?

piątek, 8 lutego 2013

kartka różana


Przełamałam się i już chyba tak mi zostanie :) Pierwsza kartka w nowym mieszkaniu, w nowym życiu :) Nie jest może idealna ale mi się podoba :)






Na szczęście mam takie zapasy papierów, tuszów,  i innych skrapowych różności że muszę dokupić jedynie klej... Już mnie ręce swędzą do robienia kolejnych rzeczy... A Wielkanoc tuz tuż :)

A u mnie w domu wiosna. Zakwitły już chyba wszystkie kwitnące kwiaty domowe... szczególnie się cieszę z tych typowo wiosennych...



Już nie mogę się doczekać tego weekendu... Nie lubię tego zapracowania, ciągłego pośpiechu. nie lubię tak tęsknić. To obezwładnia.

wtorek, 5 lutego 2013

zapach

Od dzisiejszego ranka usiłuję sprostać temu tematowi. Przyznam że trudny jest dla mnie. Konkretny zapach jest dla mnie spoiwem, które przywołują wspomnienia zdarzeń, które chcę pamiętać. Zapach wrzucanego kopru do prawie już skończonego barszczu przenosi mnie do Ubocza i domu moich dziadków. Szarlotka pachnie domem mojej cioci ... wiele tego. Ale chyba to już tak jest, że łatwiej pamięta się zapachami, barwami czy emocjami niż konkretnymi słowami które wtedy padły... A dzisiaj zapach który łączy mi się z dzisiejszym moim życiem... zapach sernika... a właściwie moment jego przygotowywania :)


A dzisiaj to mi w głowie gra :)



poniedziałek, 4 lutego 2013

rzeczy której nazwa zaczyna się na E

nie znalazłam.  Jakoś  przychodzą mi do głowy tylko dwie nazwy: ekierka i Edmund. Ekierki nie wiedzieć czemu nie posiadam, a Edmund, kolega z liceum, czy też podstawówki siedzi na misjach w dalekim Kazachstanie. Dlatego czuję się wytłumaczona i zdjęcia w tym temacie nie będzie. 
Natomiast drugi jest w sumie symboliczny dla mnie: Nadzieja... Choć tak się zastanawiam czy ona już nie jest właściwie wiara, że dobrą obrałam drogę... Sama nie mogę się nadziwić jak tak szybko można uzyskać harmonię z samym sobą...
 A taki widok zobaczyłam po wejściu do domu... przepiękne, pachnące wiosną. I plucha śniegowo-deszczowa za oknem już jakby przyjaźniejsza ;)

A maleńkie żonkile już kwitną... i jak tu nie myśleć o wiośnie :)
 Zdjęcie zrobił Rom. Kiedy wracam do domu jest już prawie ciemno, co widać na poprzednim zdjęciu...


niedziela, 3 lutego 2013

faworkowy szał

Tydzień minął tak jakby niepostrzeżenie... najpierw wyprawa do Trzebieszowic, potem wir który wciągnął nie tylko mnie. Rom w pracy, trudno więc było zagospodarować ten ostatni weekend karnawału. Za to miałam dużo czasu na spokojne kucharzenie, którego tak bardzo mi w tamtym roku brakowało. Dzisiaj na ruszt poszły faworki.. Przepis pewnie każdy zna, więc go nie podaję... Tylko zdjęcia bo przy okazji pobawiłam się aparatem :)








A w domu zainicjowałam wiosnę... wprawdzie marzyły mi się prymulki, ale mam to co mam :) Krąży sobie po domu i cieszy mnie bardzo... podobnie jak malutki świecznik, kupiony w markecie. Widok pchanego ciepłym powietrzem wiatraczka kiedy zgasimy już światła obłędny :)




miłego, niedzielnego wieczoru...

sobota, 2 lutego 2013

Trzy dni temu zaczął ssie nowy cykl wyzwań fotograficznych... wyzwania są na tyle ciekawe, że chyba znów skończę z aparatem w reku. To taka namiastka "tfurczości" bo jak na razie papier nie leży mi w ręce na razie... ale kto wie, kto wie. Chyba pora zacząć przygotowywać się na Wielkanoc...

Nie wymyśliłam sobie jeszcze jak będę pokazywać te zdjęcia, więc znów mała kumulacja i dwa zdjęcia.

Tematem pierwszego jest widelec, i pyszny makaron jaki jadłam na zamku w Trzebieszowicach.

Drugi to wzór