czwartek, 30 października 2014

takie szybkie coś

Po pierwsze nie mam czasu, po drugie pakuję się i wymiatam z miśkiem  nad morze, z czego cieszę się okropnie. Taka miła odmiana szarej, listopadowej rzeczywistości. A dzisiaj zlepek zdjęć z poprzedniego miesiąca...
Dziwne muralio na jednej ze ścian w okolicy ulicy Jedności Narodowej ... jakby dwie osoby malowały...


 Najcudowniejsze SOCZEWKOWE burgery. Nie wiedziałam że lubię krwiste mięso, a lubię.
Sprawdziłam ;D

 i pyszne śniadanko z miodem spadziowym... a może gryczanym hm oba przepyszne!


 Boska jesienna pergola... zachwyca zawsze.



 Niespodziewanie wzięliśmy udział w nietypowym koncercie na dwa statki i sto syren okrętowych. Wrażenia przedziwne ale bardzo pozytywne.

I dziwne stwory znalezione pod drzewem...to prawdopodobnie kasztany jadalne...

 i jeszcze kartka zrobiona w niedzielę, ale zdjęcia na szybko robione w pracy... I wcale mi się nie podobają... a kartka bardzo! Oczywiście wszystko ze starych zapasów. Moja cudowna Amber także... kończy mi się już niestety....





 Miłego dnia!

środa, 29 października 2014

Jarmark Jadwiżanski

Strasznie dawno mnie tu nie było. Nie wiem czy to brak weny, czy po prostu zwykłe "nie chce mi się", czy zwyczajnie zbyt duża liczba godzin spędzonych przed komputerem w pracy.
Dzisiaj opowiem Wam o jarmarku, który co roku odbywa się we wrześniu w Leśnickim zamku, a właściwie w zamkowym parku. Własciwie to bardziej pokaże niż opowiem. Zdjęcia mówią same za siebie :)


Oto plan całej zabawy
 Kacie opowieści opowiedziane przez kata z piekła rodem :)
 Był tez kiermasz, wszystko naturalne bez chemicznych dodatków...

 I przenośna wytwórnia papieru czerpanego z Dusznik Zdroju... musimy się tam kiedyś wybrać. Tu można było zrobic papier z płatkami nagietek...


Cudne, cudowne świece. Od dawna czekałam aż ktoś zajmie się tym sposobem zdobienia świec w Polsce. TU link do programu który oglądałam kilka lat temu, który pokazuje technikę ich tworzenia.


 I chlep na prawdziwym zakwasie...
 I wreszcie rycerze i turniej. To były prawdziwe zawody, i czasem bywało naprawdę ostro....
 widownia.... naprawdę sporo osób z zachwytem oglądało kolejne potyczki...


 i pokonani...

Przyznam się że jeszcze dużo mam do opowiedzenia. Sporo się działo w tym miesiącu... Do zobaczenia...

środa, 1 października 2014

ślubnie...

Kolejna ślubna kartka. Kiedy zobaczyłam u Oliwiaen kartkę wiedziałam że kiedyś wykorzystam ten motyw. A jak dzisiaj na to patrzę to chyba mi lift wyszedł... ech
W każdym razie świetnie bawiłam się przy robieniu tych ruloników, wszystko się kleiło, tylko nie one, masakra. Zresztą widać to niestety...







i jeszcze pyzy ze śliwkami, wyszły boskie, i już żałuje że zrobiłam je tylko jeden raz....


czwartek, 25 września 2014

jesień, cudownie!!!

Kocham jesień. bardzo. Zastanawiam się za co i chyba za wszystko, a przede wszystkim za kolory, dynie, grzyby, astry i spadające liście. Mój dom też zmienia się na jesień... Zobaczcie jak.

Na obudowanym grzejniku wylądował świecznik z żywych roślin. Króluje tutaj cudowna roślina pernecja chilijska którą wypatrzyłam na giełdzie kwiatowej.  Pięknie kontrastuje z zielonymi świecami, mchem i hederami.



A to obudowa grzejnika. Na szczęście duży stary żeliwny kaloryfer już nie psuje widoku.


Pachnące różami świece za grosze ( całe 8 zł za kg !!!!!)
 
 Hortensja krzewiasta bardzo ładnie się zasuszyła...


I jeszcze wrzosy. Lubie je, choć w tym roku nie trafiłam na ciekawą odmianę. Zazwyczaj do ozdoby kupuję intensywnie purpurową odmianę "Larissa", tym razem jednak musiałam zadowolić się inną. I mam taką typowo wrzosową, ale też pączkową. Zdecydowanie dłużej stoją, i można spokojnie przesadzić je potem do ogrodu.


Tu już inna odmiana, nie znałam jej wcześniej i teraz testuję. Przed Wami  "Marlies"
 a z nowości doniczkowych zakochałam się w tych dwóch odmianach Begonii rex. Szkoda że nie wiem jak się nazywają. 


Jutro już piątek hura!!!!!!!!!!!!!!!

poniedziałek, 22 września 2014

Twierdza Kłodzka

Pamiętam ją z dzieciństwa, kiedy jeździłam tam na wycieczki szkolne. A pomimo to była zaskoczeniem. Twierdza Kłodzka.
Ale od początku. Najpierw zobaczyliśmy miasto, które jest tak wymieszane  w czasie i przestrzeni że aż trudno w to uwierzyć. Przeplatają się tam XIV wieczne kamienice z tymi z lat 60 ubiegłego wieku...


 czasem pozostały tylko fragmenty starych budowli, których nikt nawet nie próbował zespolić z tym co nowe

 Zaskoczyło mnie też to, jak często starano się udowodnić polskość Kłodzka... wiemy przecież jak trudna jest historia tego regionu przy trójgranicy....



Stary, piękny most gotycki św. Jana zachwyca.



Cudowny, przepiękny, kościół który na zawsze zostanie mi w pamięci. 






Była i malutka przerwa na herbatę i ciasteczko ;)

i sama twierdza. Jej początki datuje się na 1622 roku. Wtedy powstają plany twierdzy. Ale największy jej rozkwit rozpoczyna się w latach 1743 i trwa ponad sto lat. Jej powierzchnia to ponad 30 ha a korytarze minerskie maja w sumie około 40 km. Robi wrażenie.                                


Przewodnicy są ubrani w stroje minerów z epoki. Muszę przyznać że rzadko widać tak wielką pasje w opowiadaniu.
I same korytarze które trudno sfotografować. Ale robią wrażenie.




Plan twierdzy sprzed wojny... na szczęście wiele z tego co tu widzimy zostało...





Jeszcze pyszny obiadek w twierdzy

I woda którą pamiętam sprzed lat...
A więcej o twierdzy znajdziesz tu i tu. Hm Dolny Śląsk... do zobaczenia!