Odkąd pamiętam moja babcia opowiadała mi o przedwojennym życiu, zwyczajach, zabawach, przyjęciach... i ciężkiej pracy... zapachem który kojarzy mi się z tymi opowieściami są różano-wiśniowe konfitury ze smażonych w tłusty czwartek róż karnawałowych. Do dzisiaj dokładnie pamiętam ich smak i zapach, zapach tłuszczu który osiadał na bawełnianej ściereczce, gdzie stygły. Czasem szukam w sobie wytrwałości w wałkowaniu twardego ciasta na cieniutkie jak bibułka placki... wtedy róże były najdelikatniejsze, najlepsze. W tym roku po raz pierwszy postanowiłam zrobić je sama... wprawdzie już w piątek ale co tam :) No i nietypowa konfitura, bo tylko różana... jakoś za daleko mi było do piwnicy po wiśniowe... mimo wszystko udały się :) Moje róże są pulchniejsze niż te babcine... o porządnym rozwałkowaniu przypomniałam sobie dopiero w chwili wyjścia pierwszych róż... ale myślę że i tak są piękne...
Przepis jest prosty:
około 400 g maki tortowej,
7 żółtek,
4 łyzki kwaśnej śmietany,
2 łyżki spirytusu,
cukier waniliowy jak ktoś lubi
Jajka ucieramy delikatnie z cukrem dodajemy do maki razem ze śmietaną i spirytusem... Nie przepadając szczególnie za rożnymi zapachami identycznymi z naturalnymi dodałam 2 łyżki spirytusu w którym od kilku miesięcy pływa sobie kilka lasek wanilii... tym sposobem za jednym zamachem mam i zapach naturalny no i spirytus który w wielu przepisach się przydaje. Cale ciasto wyrabia się długo i na dosyć sztywno... potem jeszcze trzeba to ciasto poklepać z 10 minut wałkiem... ale ze względu na późną porę oszczędziłam sąsiadom snu i darowałam sobie ten zabieg tym razem... Po takim wymęczeniu, wkładamy na 15 min do zamrażarki by potem je dosyć cienko rozwałkować... wykrawamy potem koła ... i tutaj inaczej niż w blogowych przepisach, wszystkie są jednakowe... koła nacinamy z czterech stron, sklejamy po 3 i smażmy na bardzo mocno rozgrzanym oleju na złotawy delikatnie kolor, wyjmujemy, odsączamy, przystrajamy ulubioną konfitura i posypujemy miałkim cukrem ...
A tak poza tym to mój stroik swiateczny przestał nim byc i dostał nową wiosenna twarz... Azalie rządzą!
Śliczne i apetyczne te Twoje karnawałowe róże.
OdpowiedzUsuńOj narobiłaś mi apetytu;-)
Pozdrawiam cieplutko.
Smakowite te Twoje róże. :D
OdpowiedzUsuńJa się też pochwalę - smażyłam w czwartek faworki. :)
Rozumiem, że na następne spotkanie je przynosisz?! Bo dostałam taaaaaaaaakiego ślinotoku!!!
OdpowiedzUsuńAzalie piękne!
mniam,mniam no i wiosna dobrze ze choc na blogach ja widac :)
OdpowiedzUsuń