wracamy... jeszcze 3 godziny jazdy przed nami... strasznie dużo czasu ma się na przemyślenia... ale ciesze się na nowe plany wakacyjne, i właściwie już myślę o kolejnym wyjeździe. a na razie oglądam zagłębie. Lubię je bo oznacza połowę drogi, a właściwie rozpoczyna ta lepsza...jakość zdjęć bardzo średnia bo tabletowa... pozdrowienia:)
niedziela, 30 czerwca 2013
środa, 26 czerwca 2013
poniedziałek, 24 czerwca 2013
Wrocławski Jarmark Świętojański
Hm... długo te zdjęcia czekały na pokazanie, i w sumie zamiast być zaproszeniem są wspomnieniem. Jak zwykle, jak co roku, kwiat paproci można było szukać na wrocławskim rynku. Świetne, wielkomiejskie rozwiązania i aranżacje opanowały rynek. Dla mnie każdy przejaw "normalnienia" i odbetonowywania miasta jest wart uwagi. A tu jeszcze kolor, mała architektura i zapachy unoszące się nad wystawą... I leżaki, i ławki i nawet mała rynkowa plaża... gratulacje, jak co roku zresztą, i głęboki ukłon tej, co to zaaranżowała ;)... było bosko!!!!
I jeszcze jarmark był, prawdziwy taki, rękodzielniczy, taki jaki lubimy najbardziej...
A na koniec całej tej imprezy poprzytulaliśmy się trochę z Comą w tle :) Coś mi się koncertowo ostatnio zrobiło... opowiem jeszcze o tym. I przytulania było dużo, bo w końcu wczoraj i dzisiaj jeszcze świętujemy dzień przytulania :)
I trzymajcie kciuki bo idą wielkie zmiany, marzenia się spełniają, i niby wiem o tym od jakiegoś czasu, to życie mi to wciąż jeszcze udowadnia... choć nie musi już...
niedziela, 23 czerwca 2013
przepyszny truskawkowiec.
Lato wdarło się do miasta upałem. Po tej mokrej i zimnej wiośnie aż trudno było uwierzyć że przyjdzie. Na polach wszystko toczy sie swoim tempem, więc pracy coraz więcej.... mimo to mam jeszcze czas na cokolwiek w kuchni. Ciasto z zeszłego weekendu. pyszne. Zrównoważone w smaku i bardzo, bardzo zwiastujące czas letni. Kocham ten czas kiedy zaczynają się owoce... teraz truskawki czereśnie i powoli wiśnie. Za chwile morele i brzoskwinie, potem śliwki, jabłka i cała reszta która nie wygląda jeszcze okazale na drzewach.
A dzisiaj truskawkowiec. Zainspirował mnie przepis znaleziony na Wielkim Żarciu. Polecam go, bo ciasto jest nieziemsko truskawkowe, a jednocześnie bosko lekkie i orzeźwiające. Zdjęcia zrobione właściwie w ostatnim momencie, jeszcze chwila i zostałyby okruszki....
Przepis jest prosty, i niepracochłonny... wymaga jednak baaaardzo dużej cierpliwości... Każe długo na siebie czekać...
Na biszkopt każdy ma własna recepturę. Potrzebny nam jest taki, który będzie niewysoki, maksymalnie 1,5 cm. Ma być jedynie podstawą ciasta.
A dzisiaj truskawkowiec. Zainspirował mnie przepis znaleziony na Wielkim Żarciu. Polecam go, bo ciasto jest nieziemsko truskawkowe, a jednocześnie bosko lekkie i orzeźwiające. Zdjęcia zrobione właściwie w ostatnim momencie, jeszcze chwila i zostałyby okruszki....
Przepis jest prosty, i niepracochłonny... wymaga jednak baaaardzo dużej cierpliwości... Każe długo na siebie czekać...
Na biszkopt każdy ma własna recepturę. Potrzebny nam jest taki, który będzie niewysoki, maksymalnie 1,5 cm. Ma być jedynie podstawą ciasta.
Druga warstwą, jest warstwa mocno truskawkowe. U mnie nie widać jej było na całej powierzchni... za bardzo się pospieszyłam, nie wpłynęło to jednak na smak ciasta...
Potrzeba do niej około 250g truskawek zmiksowanych i delikatnie zagotowanych. Po wyłączeniu gazu dodajemy jedna galaretkę truskawkową (ja dałam malinowa) i mieszamy. Odstawiamy do wystygnięcia wylewamy na biszkopt. Jako że mi zależało na czasie, schłodziłam ją mocno, a wierzch biszkoptu posmarowałam cienką warstwą kwaśnej śmietany 18% aby jeszcze nie stężała masa nie rozmoczyła biszkoptu.
Druga warstwa to 2 galaretki rozpuszczone w 300ml wody, schłodzone i wymieszane z pół kilogramem zmiksowanych truskawek, 200g serka homogenizowanego waniliowego, 500ml jogurtu naturalnego (ja dałam typu greckiego) 3 łyżkami cukru pudru. Po wymieszaniu schłodziłam ta masę i zostawiłam do momentu kiedy proces tężenia był już widoczny i wlałam na pierwszą warstwę. Po około 2 godzinach na tężejącym cieście ułożyłam małe biszkopty. Ciasto stało i "dochodziło" w lodówce całą noc, ale warto było czekać...
niedziela, 16 czerwca 2013
stary młyn po raz kolejny
Szalony dzień dzisiaj był. Prawie sześc godzin zajęło nam łażenie po
wrocławskim Psim Polu. Spacer rozpoczęliśmy od odwiedzin na jarmarku
przy starym, już dawno nieczynnym młynie Sułkowice. Pełno tam
osobliwości, śmieci i perełek które nie tak trudno wyłuskać. No i
oczywiście morze truskawkowych koszyczków, jak na środek sezonu
przystało :) Szwarc, mydło i powidło, tak powiedziałaby na to co
widzieliśmy moja babcia. I słusznie, i pięknie. Niewiele takich miejsc
we Wrocku, dlatego szkoda by było stracić i to.
sobota, 15 czerwca 2013
piątek, 14 czerwca 2013
Wrocławskie Święto Rowerzysty
Jak co roku w czerwcową niedzielę świętowaliśmy na wrocławskim rynku Święto Cykliczne. Na szczęście Wrocław powoli staje się przyjaznym miejscem dla dwukołowców... choć tak naprawdę można by jeszcze trochę na ten temat pomarudzić. Wiele jeszcze jest miejsc gdzie nie ma miejsca na szlaki rowerowe, a główny punkt we Wrocławiu czyli rynek jest dla rowerzystów zamknięty. Na szczęście powoli się to wszystko zmienia.
Jak widać w miejscu zbiórki cyklistów było wielu... dlatego tez korki w mieście przybrały niepokojące rozmiary... choć w sumie raz w roku można przesiąść się na mniejsza ilość kół...
A takie znaki mamy przy każdej ulicy która prowadzi do rynku...
W parku staromiejskim posadzono taki krzew... strasznie denerwuje mnie fakt że nie wiem co to jest... ratunku!!!
Jak widać w miejscu zbiórki cyklistów było wielu... dlatego tez korki w mieście przybrały niepokojące rozmiary... choć w sumie raz w roku można przesiąść się na mniejsza ilość kół...
A takie znaki mamy przy każdej ulicy która prowadzi do rynku...
Przy uniwersytecie skręciliśmy w lewo, pokusa sprawdzenia czy nasza kłódka jeszcze wisi była silniejsza niż sam rajd... i wisi, i dobrze... choć wiemy że jej losy, jak i setek innych jest już przesądzony... szkoda fajnego zwyczaju, który uczłowiecza to miasto... z drugiej też strony szkoda zabytku który był tu tyle lat przed nami... i dobrze gdyby był jeszcze długo po nas.
No i w końcu spotkaliśmy nasza pierwsza panią krasnoludową. Strasznie się z niej cieszę, tym bardziej że Iga pytała wielokrotnie czy są takie także we Wrocławiu... A oto Marysia Pięknisia :)
Uf, ten post powstawał tydzień. Wenę chyba wymyło, a komp jakoś energii nie ma... Mam jeszcze w zanadrzu zdjęcia z Jarmarku Świętojańskiego, ale o nim będzie innym razem... Za chwileczkę, za momencik nowy weekend. Znów krótki, choć do pracy w sobotę tym razem idę ja. Ech...
niedziela, 9 czerwca 2013
griujemy
Teraz, kiedy brzmi jeszcze burza, a deszcz puka jeszcze w okna miło
powspominać wczorajsze grillowanie. W sumie nie trzeba wiele, żeby miło
spędzić czas... Nawet burza z fanfarami niegroźna, kiedy nad nami choćby
mały dach i perspektywa gorącej herbaty z ziołami.
Były przepyszne rogaliki na dzień dziecka...
Przytargane do domu piwonie pachną słodko. Ich zapach kojarzy mi się ze starymi, przydomowymi ogrodami...
Dolce Vita :) Po burzy przyszło słońce, świat szybko wysechł i grillowanie przybrało niespodziewany obrót.